Jest sobotni poranek.

Od dawna nie robiłaś nic dla siebie, więc ten dzień jest Twój. Na dziesiątą masz wizytę u fryzjera, później idziesz na zakupy, a wieczorem z koleżankami na drinka. Wydawać by się mogło, że ten dzień zapowiada się wspaniale. W końcu wczoraj pokłóciłaś się z mężem o jakąś drobnostkę, więc dziś sobie to odbijesz. Jest tylko jedna mała rzecz, która może zmienić całkowicie ten dzień. Z pozoru tego nie zauważysz. Pomyślisz, że to normalne, wszyscy tak robią. Takie jest życie, nie ma co się oszukiwać.

Idziesz więc do swojej fryzjerki. Tam już na miejscu są dwie klientki, które siedzą na fotelach. Wizyta miała być na dziesiątą, ale fryzjerka się nie wyrobiła i już ma przesunięcie o 15 minut. Myślisz sobie: “chwilę mogę poczekać”. Zdążę na zakupy. Bierzesz gazetę do ręki, ale nie możesz się na niej skupić, bo słyszysz jak jedna z klientek rozmawia z fryzjerką o tym, jakie to ma problemy z synem, bo ciągle nie ma pracy, jej zdrowie też szwankuje i ciągle po lekarzach musi chodzić. A to leki takie drogie, w pracy szef ciągle wymagający i dobrze, że chociaż do fryzjera ma czas pójść sobie pogadać, bo w domu nie ma się do kogo odezwać.

Ktoś inny zaczął kontynuować rozmowę i zaczyna się wyliczanie, kto ma gorzej. Siadasz w końcu na fotel spóźniona 25 minut. Fryzjerka pyta: co robimy? – a Ty odpowiadasz: “to co zawsze. Odrost i końcówki”. Potem zaczynasz opowiadać o tym, co słyszałaś w telewizji, radiu lub czytałaś w internecie. Zaczynasz narzekać na to, co się wyprawia, że jesteś zmęczona i najchętniej to byś się wyprowadziła na koniec świata.

Po wizycie idziesz na zakupy. Oczywiście nie ma tych rzeczy, które chciałaś kupić, więc zaczynasz powoli czuć lekkie poddenerwowanie. W dodatku jakaś kobieta w kolejce, kłóci się o złą cenę nabitą na paragonie, a przypadkowe dziecko pcha się na Ciebie z drugiej strony, bo chce się zmieścić przed wózkiem swojej mamy.

Frustracja narasta.

Wracasz do domu i widzisz, że nikt nie ruszył palcem, by posprzątać, więc najpierw robisz wykład z tego kto powinien to zrobić, a potem sama zabierasz się za sprzątanie i gotowanie obiadu. Nie masz dziś weny twórczej więc obiad jest na szybko i byle jak. Wołasz dzieci piąty raz, a jedzenie stygnie. Mąż zamiast porozmawiać, zerka ciągle w telefon i sprawdza, co nowego piszą na Facebooku. Myślisz sobie: “jak to dobrze, że wieczorem wychodzę. Spotkam się z koleżankami i odreaguję”.

Przychodzi godzina 19:00 i zaczynasz się szykować. Nagle słyszysz zdziwionego męża: “Ty gdzieś wychodzisz?” I czujesz, że jeszcze chwila i wybuchniesz. Oczywiście, zapomniał i umówił się ze znajomymi z pracy na piwo. Po ostrej wymianie zdań, w końcu możesz zacząć robić makijaż. Z tego wszystkiego poplamiłaś sobie bluzkę i musisz się przebrać. W ostatniej chwili dotarłaś na spotkanie i wreszcie możesz zrzucić z siebie ciężar tego dnia.

Witasz się z koleżankami, zamawiacie drinka i pada pytanie: co tam słychać u Ciebie? O byłaś u fryzjera? Jak w pracy? A w domu? Jak dzieci? A Ty, zadowolona, że wreszcie możesz podzielić się swoim pechowym dniem opowiadasz, że musiałaś czekać 25 minut u fryzjerki, potem w kolejce, aż kobieta dostanie zwrot pieniędzy, w domu musiałaś sprzątać za wszystkich, a na dodatek przed wyjściem pokłóciłaś się ze swoim mężem, bo zapomniał o waszym spotkaniu. Koleżanki Ci współczują i mówią, że one to dopiero mają! U Kaśki córka ciągle choruje, Anka ma wrednego szefa, a Jolka znowu rozstała się z chłopakiem. No takie życie, co tu ukrywać…

Wracasz do domu zadowolona, że mogłaś się wyżalić. Oczywiście, pierwsze co widzisz, to bałagan po zabawie, ale nie masz siły, by teraz to ogarniać, więc tylko wkurzasz się pod nosem i idziesz wziąć prysznic. Na chwilę czujesz ulgę i zaczynasz robić się senna. Kładziesz się do łóżka, ale nie możesz zasnąć, bo mąż chrapie, a w głowie masz już listę rzeczy do zrobienia, bo na obiad przyjeżdżają teście. Nocka z głowy. Myślisz sobie: “to miał być miły dzień, ale ja to oczywiście mam pecha”.

I zasypiasz.

CO POSZŁO NIE TAK?

Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co tak naprawdę się wydarzyło, i że każdą z tych sytuacji mogłaś zmienić, bo żadna z nich nie była negatywna. Jednak zamiast się na tym zastanowić, wolałaś sobie ponarzekać. A co Ci daje narzekanie? To, że możesz liczyć na współczucie. Bo przecież, to nie Twoja wina, że fryzjerka nie była gotowa na czas, że mąż zapomniał o spotkaniu, i że dzieciaki po sobie nie posprzątały. Dużo łatwiej jest wyżalić się koleżankom, jak to jest źle, beznadziejnie i ciężko. Bo przecież przytulą, pogłaskają, przyznają Ci rację. A Ty poczujesz się zrozumiana i wysłuchana.

Problem polega na tym, że to wcale nie sprawi, że będziesz szczęśliwa. Narzekanie na to, jaki ten świat jest do bani sprawia, że, po pierwsze: właśnie na tym się skupiasz i widzisz tylko to, co Cię drażni; po drugie: dokładnie to samo dostajesz następnego dnia lub dostajesz tego więcej.

I to nie jest żadna filozofia. Tak działa Twój umysł. Twoje emocje powodują, że w mózgu tworzą się odpowiednie połączenia nerwowe, które utrwalają ten stan. A ponieważ nasza podświadomość jest jak komputer, będzie odtwarzać to, co ma zapisane. Co jej tam wpakujesz, takie dane Ci pokaże.

DLACZEGO TO ROBISZ?

Czy zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego narzekasz? I nie chodzi mi o odpowiedź: bo taka jest prawda, tak wygląda moje życie, wszyscy narzekają, tak już mamy. Wiesz, dlaczego tak robisz?

Bo tak jest najprościej. Z natury jesteśmy leniwi. Nie lubimy zmian i najczęściej się ich boimy. Jesteśmy wygodni. Jeśli mamy już utarty schemat to nim idziemy, nie zastanawiając się, czy jest to dla nas dobre, czy nie. Po prostu znasz tę drogę, więc nią idziesz. Wiesz, że jak sobie ponarzekasz, to ktoś Cię poklepie po ramieniu, wysłucha a potem…no cóż. Narzekanie jest łatwe. Dużo łatwiejsze, niż zmiana, bo zmiana oznacza wyjście ze schematu, zrobienie czegoś inaczej, spojrzenie na siebie nie jak na ofiarę, której życie się przydarza, ale na kogoś, kto jest odpowiedzialny, za to co się w nim dzieje. A to jest niewygodne. Jest niekomfortowe. Problem polega na tym, że narzekanie powoduje współczucie, współczucie rodzi niemoc, niemoc zabiera energię, a brak energii prowadzi do stagnacji. I tym sposobem zamykasz kolejny taki sam dzień, z tym samym zakończeniem, czasem lepszym, czasem gorszym, ale zawsze podobnym. Wiesz czego się spodziewać w poniedziałek rano i w niedzielę wieczorem. Wiesz, co będzie na wakacjach i jak będą wyglądać święta. I Twoje życie się nie zmieni, dopóki nie przestaniesz narzekać.

ZAUWAŻ DOBRE RZECZY

Nie musisz przeprowadzać rewolucji w swoim życiu, by je zmienić. Nie musisz zmuszać nikogo, by przestał robić to, czy tamto. Nie musisz szarpać się z życiem.

Wystarczy, że zaczniesz się skupiać na tych dobrych rzeczach. Po prostu przestań narzekać.

Tu mam za mało, tu mam za dużo, tego chcę więcej, a tego w ogóle nie chcę. To mi się nie podoba, to jest bezsensu, a tamta ma lepiej, i tak bez końca. Wiesz, że możesz inaczej? Masz ochotę przeżyć ten sam dzień, ale w zupełnie inny sposób? Bardzo proszę.

Jest sobotni poranek. Od dawna nie robiłaś nic dla siebie, więc ten dzień jest Twój. Na dziesiątą masz wizytę u fryzjera, później idziesz na zakupy, a wieczorem z koleżankami na drinka. Ten dzień zapowiada się wspaniale. W prawdzie wczoraj pokłóciłaś się z mężem o jakąś drobnostkę, ale postanawiasz, że to nie wpłynie na Twoje samopoczucie i dobry nastrój.

Idziesz więc do swojej fryzjerki. Tam już na miejscu są dwie klientki, które siedzą na fotelach. Wizyta miała być na dziesiątą, ale fryzjerka się nie wyrobiła i już ma przesunięcie o 15 minut. Myślisz sobie: “chwilę mogę poczekać. Zdążę na zakupy”. Bierzesz gazetę do ręki, ale nie możesz się na niej skupić, bo słyszysz jak jedna z klientek rozmawia z fryzjerką o tym, jakie to ma problemy z synem, bo ciągle nie ma pracy, jej zdrowie też szwankuje i ciągle po lekarzach musi chodzić. A to leki takie drogie, w pracy szef ciągle wymagający i dobrze, że chociaż do fryzjera ma czas pójść sobie pogadać, bo w domu nie ma się do kogo odezwać. Ktoś inny zaczął kontynuować rozmowę i zaczyna się wyliczanie, kto ma gorzej.

Uśmiechasz się do siebie i mówisz: “jak wspaniale, że ma mam męża, który zawsze mnie wysłucha. Jak wspaniale, że za chwilę będę miała piękne włosy. Już nie mogę się doczekać, gdy spotkam się z koleżankami i opowiem im jak cudownie było na urlopie”. Ignorujesz gderającą klientkę i skupiasz się na swoich pozytywnych myślach. Siadasz na fotel spóźniona 25 minut, ale wcale się tym nie przejmujesz, bo przecież masz czas. Nic Cię nie goni. Fryzjerka pyta: co robimy? – a Ty odpowiadasz: “hmm, może dziś wyjątkowo, zrobimy coś innego?”. Potem zaczynacie rozmawiać o tym, gdzie byłyście na wakacjach, co zwiedziłyście i co dobrego was spotkało.

Po wizycie, za pozytywną energią, idziesz na zakupy. Oczywiście nie ma tych rzeczy, które chciałaś kupić, jednak zamiast się denerwować, spokojnie kupujesz to, co możesz i jesteś wdzięczna za tę chwilę dla siebie, bez towarzystwa do pilnowania. Jakaś kobieta w kolejce, kłóci się o złą cenę nabitą na paragonie. Czekasz cierpliwie przypominając sobie, jak było wspaniale, gdy poznałaś swojego męża. Zaczynasz się uśmiechać do swoich myśli. Przypadkowe dziecko pcha się na Ciebie z drugiej strony, bo chce się zmieścić przed wózkiem swojej mamy. Zamiast frustracji, patrzysz na nie z wdzięcznością, bo sama jesteś mamą i wiesz, co czuje kobieta stojąca za Tobą. Wymieniacie się spojrzeniem pełnym zrozumienia.

Wracasz do domu i widzisz, że nikt nie ruszył palcem, by posprzątać. Organizujesz więc zawody. Kto więcej i lepiej posprząta będzie mógł zdecydować, gdzie wybiorą się w najbliższy weekend: czy do aquaparku czy do parku linowego.

Dzieciaki zmęczone po sprzątaniu są tak głodne, że już nie mogą się doczekać jedzenia. Mąż zamiast porozmawiać, zerka ciągle w telefon i sprawdza, co tam nowego piszą na Facebooku. Patrzysz na niego z czułością i mówisz: “dziękuję, że jesteś”. Zaskoczony odkłada telefon i zaczynacie rozmawiać. Przy stole jest wesoło, a każdy z was opowiada zabawną historię ze swojego dzieciństwa.

Przychodzi godzina 19:00 i zaczynasz się szykować. Nagle słyszysz zdziwionego męża: Ty gdzieś wychodzisz? Oczywiście, zapomniał i umówił się ze znajomymi z pracy na piwo. Chciałaś się wkurzyć, ale po pierwsze: po co?; a po drugie: szkoda tak miłego dnia. Mąż napisał do znajomych, że zapomniał o Twoim spotkaniu, i że wpadnie za tydzień. Zaczynasz robić makijaż, ale poplamiłaś sobie bluzkę i musisz się przebrać. Uśmiechasz się do siebie mówiąc w myślach: “ale z Ciebie gwiazda. Masz rozmach”.

W ostatniej chwili dotarłaś na spotkanie. Witasz się z koleżankami, zamawiacie drinka i pada pytanie: co tam słychać u Ciebie? Wow! Zmieniłaś fryzurę? Ciekawy ten nowy kolor! Jak w pracy? A w domu? Jak dzieci? Ty jesteś zadowolona, bo wreszcie możesz podzielić się dobrą energią i odpowiadasz, że dziś było całkiem sympatycznie. Koleżanki Ci zazdroszczą takiego szczęścia, bo u Kaśki córka ciągle choruje, Anka ma wrednego szefa, a Jolka znowu rozstała się z chłopakiem. A przecież mogłyby docenić to, co mają teraz, w tej chwili. Kaśka marzy o powrocie do pracy, Anka już drugi rok stara się o dziecko, a Jolka chciałaby takiego męża jak Twój.

Wracasz do domu i zastanawiasz się, o co w tym wszystkim chodzi. Oczywiście, pierwsze, co widzisz, to bałagan po zabawie. Zamiast irytacji, czujesz wdzięczność, że twoje pociechy świetnie się bawiły. Idziesz wziąć prysznic i czujesz, że to był naprawdę dobry dzień. Kładziesz się do łóżka, ale nie możesz zasnąć, bo mąż chrapie, więc przytulasz się do niego i delikatnie obracasz go na bok. Przypomniałaś sobie, że jutro na obiad przychodzą teście, więc cieszysz się, bo będziesz mogła ugotować coś pysznego i ciekawego. W końcu na Twoje dania wszyscy czekają z ciekawością. Myślisz sobie: „to był miły dzień, a ja jestem szczęściarą.”

I zasypiasz…

Zostawiam Cię z tą refleksją. Podziel się swoimi odczuciami. Czy ta historia coś Ci przypomina?

Wszystkiego magicznego!
Dorota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *